Forum Wielkie Imperium Bizantyjskie Strona Główna Wielkie Imperium Bizantyjskie
Cień tego czym było kiedyś
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Asteroth i Dolina Paladynów
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wielkie Imperium Bizantyjskie Strona Główna -> Kroniki Asterotha
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:31, 17 Kwi 2006    Temat postu: Asteroth i Dolina Paladynów

Cóż. Czas i na moje opowiadanie. Nie jest może pierwszych lotów, ale jednak jestem z niego jako tako dumny.

Wstęp
Asteroth o sobie

Nazywam się Asteroth. Jestem Lodowym Paladynem. Jeśli ktoś nie wie kto to jest Lodowy Paladyn, to już mówię. Lodowi Paladyni są elitarnymi wojownikami króla. Wszyscy Lodowi Paladyni muszą biegle władać każdym rodzajem oręża od zwykłego i runicznego miecza po kuszę i łuk, a nawet niektóre zaklęcia bojowe. Pancerz Lodowego Paladyna stanowi śnieżno biała zbroja wykonana ze Stalhrimu, lodu którego w żaden sposób nie da się stopić ani zniszczyć. Taki pancerz jest po dziś dzień uważany za najwspanialszą zbroję na świecie. W przypadku wiekszych zasług dla zakonu niektórym paladynom zaklina się pancerz potężnymi zaklęciami defensywnymi dzięki czemu taki paladyn staje się diabelnie trudny do pokonania. Mój pancerz zaklnęli najpoężniejsi magowie w królestwie. Dziś już niewiele zostało Lodowych Paladynów. Jestem jednym z niewielu którzy przeżyli do dzisiejszych czasów. Przez potężny eliksir który wypiłem spadł na mnie dar nieśmiertelności. Nie moę umrzeć jedynie wrogi miecz może mnie uśmiercić, ale jak dotąd nie znalazł się nikt tak dobry by mnie pokonać. Żyję od tysięcy lat przez ten czas miałem wiele przygód i nauki różnych zaklęć. Wyszło chyba na to, że umiemm wszystkie kręgi i żywioły magii. Gdy byłem małym dzieciakiem nigdy nie spodziewałem się, że tak skończę i wplątam się w najwspanialszą jak dotąd przygodę mojego życia...

Rozdział 1
Tajemnicza Mapa

Asteroth szedł po dziwnie utwardzonej scieżce zastanawiając się nad różnymi sprawami, które wpadły mu do głowy na przykład o tyranii świętej inkwizycji, wojnie z orkami, najazdem daedr. Tak z pewnością położenie królestwa i króla nie jest radosne. Z jednej strony orkowie i daedry z drugiej święta inkwizycja z Wielkim Kardynałem na czele, która kpi z króla, nawet tego nie kryjąc. Magowie zaś pozamykali sie w klasztorach i bezczynnie patrzą co się dzieje. Królestwo przypomina teraz wielką beczkę prochu, na którą lada chwila może spaść iskra. Jego myśli zostały przerwane przez jakiegoś człowieka siedzącego na kamieniu i śpiewającego dziwną jeśli nie głupią piosenkę. Ubrany był w bogato zdobiony czerwony kaftan, nie pasujące do tego fioletowe spodnie i modne w dzisiejszych czsach buty. Paladyn postanowił zagadać do człowieka - Hej! Człowieku lepiej zejdź z drogi do jakiegoś miasta to niebezpieczna okolica. - Człowiek odwrócił głowę i uśmiechną sięprzyjacielsko. - Nie martw się o mnie szlachetny panie. Jestem Lobart, kartograf rysuję i sprzedaję mapy, więc znam tę okolicę jak własna kieszeń. Na pewno nic mi tu nie grozi. - Asteroth nie spodziewał się znaleźć kartografa w samym środku lasu, ale akurat potrzebował nowej mapy. - To świetnie właśnie potrzebuję jakiejś mapy. Moja stara już się podarła. Czy pokażesz mi jakie mapy masz na sprzedaż? - Na to Lobart otworzył swą torbę i zaczą pokazywać swoje mapy. - Proszę! Ta pokazuje układ kapliczek, a ta różne większe i mniejsze drogi, a ta jest bardzo dziwna! Niech pan spojrzy bardzo stara i coś wskazuje. Miejsce o głupiej nazwie Dolina Paladynów phi! - Lobart zaczął dalej wychwalać swoje towary, ale Asteroth dalej już go nie słuchał. Dobrze wiedział czym jest Dolina Paladynów. We wczesnych latach królestwa po omal nie przegranje bitwie z barbażyńcami ze wschodu paladyni, którzy przeżyli odłączyli się od głównej armii i schronili się w niewielkiej dolince. W tej właśnie dolince stoczyli morderczy bój z demonami. Ci któzy przeżyli zbudowali w dolinie wielką cytadelę ku czci poległych. Ale to nie wszystko. Według słów legendy ów paladyni głęboko pod doliną zbudowali podziemną komorę w której skumulowali energię życiową ich poległych towarzyszy, dzięki czemu człowiek, który wszedł w pole energii stawał się niesamowicie potężny. Paladyn wiedział, że ta informacja jest warta kupę złota, ale gdby kupiec się o tym dowiedział, na pewno chciałby za tę mapę wielk a sumę pieniędzy. A Asteroth wiedzie raczej wędrowny tryb życia i nie nosize sobż za dużo. Postanowił łagodnie prowadzić dalszą konwersację. - Czy mółbyś mi sprzedać mi tę mapę? Jest stara i pewno takia a ja mam mało pieniędzy. - Kupiec wyglądał na zawiedzionego. Pewnie myślał, że zrobi trocę złota, ale po targowaniu się z paladynem ustąpił i sprzedał ją za 5 sztuk złota. Asteroth idąc dalej drogą czuł radość i lekkie zdziwienie, ponieważ skąd taka bezcenna mapa mogła się znależć w posiadaniu zwykłego kupca? Te podejrzenia trzymały się go przez resztę drogi do Khorinis. Gdy Paladyn stanął u wrót portowego miasta, odczuł jakby lekkie zdziwienie, bo wydawało mu się, że od miejsca spotkania kupca do Khorinis jest jakieś dwie godziny drogi, a on ją przebył w 10 minut (przynajmniej takie miał wrażenie). Jednak bądź co bąź osiągnął swój cel wędrówki. Miasto było małe i jak każde miasto dzieliło się na trzy części: dzielnicę portową ze spelunami i burdelami, środkowe miasto z warsztatami rzemieślników, gospodami i głównym placem oraz górne miasto, gdzie miszkali najbogatsi mieszkańcy Khorinis. Asteroth poszedł najpierw naprawić swój rynsztunek, a potem odwiedzi gospodę. Kowal Harad był dobrym znajomym Asterotha i naprawiał mu oręż oraz pancerz za darmow ramach wdzięczności (Asteroth uratował mu kiedyś życie). - No nieźle. Twój miecz wygląda jakby od 35 lat nie był ostrzony! - Rzekł Harad.- Wracam z trudnej wędrówki z bardzo daleka i nie miałem kiedy ostrzyć. - Odpowiedział usprawiedliwiająco Asteroth.- A przy okazji gdzie mogę tu kupić kilka mikstur magicznych i tym podobnych rzeczy? - Spytał Paladyn - A co? Znów leziesz na jedną z twoich wypraw? Gdzie tym razem? Byłeś na Solstheim, na Vvardenfell, i w różnych miejscach których nazwy nie wymówię. - Zaczą wymieniać Harad. - Czy zamiast mi dogryzać w końcu powiesz mi, gdzie znajdę alchemika? - Zniecierpliwił się Asteroth. - Cóż Constantino to jedyny alchemik w mieście, ate to stary piernik i jest dość no ekhm... no... ten... - Harat zaczął szukać odpowiedniego słowa. - Powiedzmy puknięty jesli to chciałeś powiedzieć. - Dopowiedział coraz bardziej zniecierpliwiony paladyn. - Właśnie puknięty. Niedawno zmarła mu żona i opuścił go syn. Więc ten z samotności dostał sioła i nikomu nic nie sprzedaje. A jeśli komuś chce coś sprzedać to po astronomicznych kwotach. - Harad zrobił taką minę jakby czuł obrzydzenie do Constantina. - Spróbuję z nim pogadać. Może ja jakoś na niego wpłynę. A przy okazji, bo zapomnę, jak długo go będziesz osrzył? -Harad badał miecz i powiedział. - Ten miecz jest tak tępy jak moja żona! Jego ostrzenie zajmie mi czas do wieczora. Przijdź do mnie wieczorem. - Jak łatwo się domyśleć Asteroth udał się do alchemika Constantina. Jego warsztat znajdował sie niedaleko kuxni Harada, ale wyglądał nieco schludniej. Zapukał więc do drzwi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:32, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 2
Test Constantina

Drzwi otworzył mu łysiejący mężczyzna. Na oko Asterotha był w średnim wieku, i niskiego wzrostu. Od razu poznał, że to Constantino ponieważ opisy mieszkańców miasta były szczegółowe aż do przesady. - Czego tu chcesz? Tu nie ma nic za darmo, a ja i tak nie zamierzam ci nic sprzedać! - Alchemik zaczął na niego naskakiwać. Asteroth zrobił minę niewinnego dziecka i mówił. - Spokojnie chcę ci pomóc! Słyszałem, że masz problemy eee... natury osobistej. - Constantino wybałuszył oczy jakby miał pęknąć ze złości, ale szybko się uspokoił. - Tak mówią? To głupcy nie różniący się od warchlaków z zagrody dla świń! Ale ty wydajesz mi się inny Czego tu szukasz? - Asteroth pomślał raczej, że to głupie pytanie bo co można szukać u alchemika? - Chcę kupić trochę mikstur na wyprawę. Powiedzmy...(zamyślił się) 20! - Constantino podskoczył z zaskoczenia. - 20! Człowieku wiesz, że to kosztuje u przyzwoitego kupca z 500 złotych monet! Aha już wiem chcesz żebym je dla ciebie zrobił? - To pytanie dosłownie zwaliło paladyna z nóg. - Brawo! Jakiś postęp. Tak, mam dla ciebie zamówienie na 20 mikstur uzdrawiających. Zrobiłbyś je dla mnie? - Constantino jakby uśmiechnął się gdy usłyszał zamówienie Asterotha. - Dobrze, zrobię nawet dwa razy tylegratis, jeśli wykonasz dla mnie zadanie. - Alchemik jakby coś kombinował. - O nie! Kolejny szaleniec myślący, że jest to jakaś bajka i zadający zadanie iemożliwe do wykonania. - Od razu pomyślał Asteroth. - Tak? Co mogę dla ciebie zrobić? - Mimowolnie zapytał. Alchemik zrobił diaboliczną minę i powiedział. - Pójdziesz na cmentarz niedaleko stąd i przyniesiesz mi jedną roślinkę Królewskiego Szczawiu. - Asteroth od razu wiedział, że to nie będzie proste zadanie. Tutejszy cmentarz krył sie złą sławą. Gdy przybył na ten kontynent po raz pierwszy i wylądował w tym mieście było głośno o jego duchach. Mówiono, że w nocy umarli wstają z grobu i napadają na podróżnych ( z tym pójdzie jak z płatka ). Z kolei Królewski Szczaw jest bardzo rzadką rosliną i bardzo trudno ją znaleźć ( z tym trochę gorzej). - Dobrze znajdę dla ciebie tego chwasta. Ale gdzie ja znajdę ten cmentarz? - Powiedział zrezygnowany paladyn. Z niewiedzy wyprowadził go Constantino. - Pójdziesz do południowej bramy i skręcisz w lewo... ( pół godziny później) ...i tam powinien być cmenterz. - No to zaczynamy zabawę. - Asteroth według wskazówek Alchemika udał się do południowej bramy. Po przejściu przez bramę skręcił w lewą stronę, i kierował sie wskazówkami alchemika. Później musiał się przedzierać przez drapiące krzewy i pokrzywy. Taki spacer trwał jeszcze według rachuby Asterotha z 9 godzin (a tak naprawdę trwał nieco 20 minut). Przed oczyma Asterotha ukazały się niewyraźne zarysy nagrobków. Za dnia pozornie cmentarz nie wyglądał na miejsce makabrycznych zdarzeń jakie się tu wydarzyły i dzieją po nocach. Za dnia jednak też było coś niepokojącego w tym miejscu, jeszcze zaledwie pół minuty temu słyszał wesołe trajkotanie ptaków a teraz panuje głucha i przerażająca cisza. w tej ciszy nawet jego własny oddech wydawał się głośnym szumem. Powietrze było ciężkie i stęchłe, jakieś zielonkawe bagienne opary przesłaniały widoczność. Jednak nie to niepokoiło paladyna. Miał on wrażenie wrażeie zbliżającego się niebezpieczeństwa, które z każdą chwilą rośnie. Asteroth nauczył sie korzystać z tego daru (zapytacie pewnie dlaczego nazwałem to daru? Już mówię otóż gdy zbliża się niebezpieczeństow Asteroth najczęściej je wyczuwa ). paladyn w końcu nie mogąc znieść presji odskoczył w lewo. I znów się okazało, że jego intuicja go nie zawiodła. W miejscu gdzie przed chwilą stał spadł cios wielkiej łapy trolla. Troll to bestia wielka na 8 metrów. Cała jest okryta brązowym futrem i wyposażona w bardzo wredny charakter. Pojawienie się trolla tak blisko miasta było bardzo dziwne, a nawet podejrzane. Zazwyczaj trolle nie pokazują się tak blisko miast. Zwierze zaczęło szarzować w kierunku paladyna. Od zgniecenia go na miazgę uratowały go tylko zombi, które zaczęły wyłazić z ziemi. Jednak to co zobaczył wprawiło go w zdziwienie, zombi pożarły wielkie cielsko trolla w 15 sekund. Jednak to co okazało się w pierwszej chwili wybawieniem szybko okazało się przekleństwem. Cała grupa siedmiu maszkar rzuciła się w stronę Asterotha. Ta sytuacja z perspektywy innej osoby taka sytuacja wydawała by się niebezpieczna, jednak dla każdego nawet niedoświadczonego Lodowego Paladyna była bułką z masłem. Wypowiadając formułę zaklęcia przeciw nieumarłum rozesłał potężną falę uderzeniową, która zmiotła wszystkie maszkary w promieniu 20 metrów. Rozejrzawszy się po okolicy i stwierdzeniu, że jest bezpieczna przystąpił do szukania Królewskiego Szczawiu. Roslina miała zwyczaj rośniecia w bardzo dziwnych miejscach więc poszukiwania paladyna nie trwały długo. Królewski Szczaw rósł przy jednym z nagrobków całkowicie go rozsadzając. Asteroth jednym mocnym ruchem wyrwał roślinę z korzeniami całkowicie niszcząc nagrobek. Zadowolony z siebie Asteroth już miał wracać gdy usłyszał krzyk. Jednak ten krzyk nie należał do człowieka, był zimny i pusty. Mimo, że Asteroth do tchórzy ie należy ten krzyk zmroził mu krew w żyłach. Nie oglądając się za siebie puścił się biegiem w krzaki w kierunku południowej bramy miasta...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:32, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 3
Polowanie na gildię złodziei

Asteroth biegł jak najszybciej w stronę południowej bramy miasta za sobą słysząc krzyki i ciężkie kroki jakiejś istoty. Dopiero gdy był niedaleko bramy osmielił się spojrzeć za ramię. Ujrzał trzy metrową czarną postać biegnącą za nim teraz paladyn miał już całkowitą pewność, że to nie jest człowiek i z pewnością to nie miało przyjacielskich zamiarów. Dobiero u wrót miasta istota odpuściła i z powrotem weszła w las. Jednak tylko wszedł do miasta a już wiedział, że stało się coś niedobrego. Wszyscy strażnicy miejscy biegali po mieście nerwowo czegoś lub kogoś szukając. Na pytanie o cel poszsukiwań każdy mówił żeby go zostawiono w spokoju. Więc Asteroth za bardzo się tym nie przejmował, poszedł do Constantina po rzeczy na wyprawę. Alchemik siedział w swojej pracowni i szlochał. - Hej! Mam twój Królewski Szczaw. Czemu płaczesz stało się coś? - Constantino konwulsywnie powstrzmywał ruchy złości, tak jak to robią małe dzieci. - Moja rodzinna pamiątka zginęła. Jesteś paladynem! Czy znalazł byś moją pamiątkę. - Asteroth zastanowił sie i postanowił pomóc staremu schorowanemu człowiekowi. - dobrze tylko powiedz mi czym była ta pamiątka a spróbuję ją odnaleźć. - Alchemik jakby trochę się rozpromienił. - Tą pamiątką był stary pierścień rodowy z wygrawerowanym elfickim napisem. Niewiem co znaczy ale jest bardzo rzadki więc na pewno poznasz jedyny pierścień w tym mieście. Idź do Lorda Andre. Znajdziesz go w koszarach Straży Miejskiej. On ci powie o tej sprawie najwięcej. - Paladyn dał roslinę alchemikowi i pospiesznie udał sie do koszar. Nie trudno było je przeoczyć, był to jeden z największych budynków w Khorinis. Lorda Andre spotkał w pomieszczeniu przyległemu do placu treningowego. Odziany był w od łydek do głowy w kolczugę. Na piersiach miał kirys z krzyżem symbolizującym królewskiego paladyna. Jego stalowe buty stukały o podłogę ze złości lub wyczekiwania. Andre nerwowo przekładał jakieś papiery przeklinając co chwila. Z początku Asteroth myślał, że to stary i doświadczony wojak. Ale gdy na dźwięk zbliżającego się paladyna podniósł głowę ukazała się twarz człowieka mającego co najwyżej 35 lat i kruczoczarne włosy. Na twarzy miał kilkudniowy zarost. Uśmiechną się niewyraźnie o spytał się miłym głosem. - witam w koszarach Straży Miejskiej czy mogę w czyms pomóc? - Paladynowi od razu stało się zal tego człowieka. Najprawdopodobniej charował parę dni bez przerwy. - Witam nazywal się Asteroth. przybyłem tu na polecenie alchemika Constantina by odnaleźć jego pierścień. - Andre jakby odetchnął z ulgą. - Dzięki Valarowi! Mślałem, że to kolejny człowiek chce zgłosić kolejna kradzież. - Kolejną? Coś podpowiedziało Paladynowi, że to większa sprawa niz myślał. - Kolejną? Co tu się dzieje? - Andre zacząl objaśniać. Otóż w bardzo krótkim czasie nastąpiła seria kradzieży. W ciągu pół godziny okradziono 24 najbogatszych obywateli. Podejrzewamy, że zawiązała się tu gildia złodziei. Niestety nadal nie wiemy, gdzie są ani gdzie trzymają łupy. Jeśli chcesz znaleźć jakiś ślat radziłbym ci udać się do gospody. Nasi agenci podsłuchiwali tam jakiekolwiek rozmowy, ale nic nie słyszeli. Może tobie się uda. - Paladyn pomyślał, że szybciej się dowie czegoś w gospodzie niż szwędając się po ulicy. - Dzięki ci panie za radę. Gdy uda mi się znaleźć pierścień i może gildię złodziei to dopilnuję byś się o tym dowiedział. - Paladyn wyszedł z pomieszczenia i zszedł po schodach. Przed sobą ujrzał jedną z gospód w Khorinis. Postanowił swe poszukiwania zacząć tam. Gdy wszedł do środka nikogo nie było nawet karczmarki. Miał już wychodzić gdy poczuł dziwny smród psującej się żywności i innych rzeczy. Fetor dobiegał zza otwartych dzrwi. Gdy do nich podszedł ujrzał schody prowadzące w dół. Jak każdy prowadzony ciekawością zacząl schodzić w dół. Im głębiej schodził tym smród stawał się coraz bardziej nieznośny. W końcu dotarł do długiego korytarza a na jego końcu świeciło się nikłe światełko. Paladyn szedł dalej w stronę światła co jakiś czas słysząc piski szczurów i myszy. Gdy doszedł do końca ujrzał pomieszczenie skąpane w świetle pochodni. W jednym z kątów pomieszczenia leżał najprawdopodobniej skradzione dobra. Asteroth zaczął szukac wśród nich pierścienia alchemika. Nie szukał długo pierścień leżał na skrzyni całkowicie na widoku. Teraz już miał pewność, że to skradzione dobra. Postanowił jak najszybciej donieść o tym straży miejskiej. Przebiegł korytarz i przebył schody stawiając kroki co trzy stopnie. Gdy wszedł na dóre ujrzał właścicielkę gospody z obnażoną klingą krotkiego miecza. - Wiesz zbyt wiele! Teraz musisz zginąć! - Na szczęścia dla paladyna obyło się bez walki bo właścicielka gospody w ogóle nie umiała walczyć. Gdy ruszyła do ataku na Asterotha ten dosunął się w lewo i podstawił jej nogę. Kobieta przewróciła się co wykorzystał paladyn i natichmiast sktępował jej ręce i nogi, a następnie przywiązał ją do krzesła. Wyszedł z gospody i złapał najbliższego strażnika miejskiego by powiadomić go o znalezisku. Nie czekał długo a strażnik natychmiast przyprowadził niewielki oddział swoich kolegów którzy aresztowali karczmarkę i przenieli dobra do koszar gdzie najprawdopodobniej zostaną zwrócone ich właścicielom. Paladyn udał się do Constantina i zwrócił mu pierścień. Alchemik szlał z radości jak małe dziecko. Jednak szybko przypomniał sobie o zamówieniu Asterotha i dał mu jego eliksiry uzdrawiające. Następnie paladyn popędził do Harada po odbiór miecza. No teraz był gotowy do drogi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:33, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 4
Wyruszenie i przygoda pod kamiennym kręgiem

Minęła już doba od kiedy Asteroth opuścił portowe miasto Khorinis. Jednak czas ten w tej chwili nie miał znaczenia. Asteroth przedzierał się przez gęsty las po wąskiej scieżce z mapą w garści. Według mapy paladyn musiał kierować się na północ przez nie zalesione równiny, skąd więc ten las? Po długim marszu przez las pełen ożywieńców miej więcej w centrum lasu paladyn znalazł stary rozpadajacy się kamienny krąg, który z wyglądu jakby krzyczał "omijaj mnie z daleka". Asteroth mając mając dużo doświadczenia z podobnymi obiektami wiedział, że zwykle w takich miejscach można znaleźć wiele cennych rzeczy jak i dużo niebezpieczeństw. Postanowił trochę się rozejrzeć po całej lokacji. Krąg niczym szczególnym się nie wyróżniał, jednak było coś co nie pasowało do tego typu budowli a mianowicie zarośnięte wysoką trawą wejscie pod ziemię. Widocznie kamienny krąg pełnił funkcję kurhanu dla jakiejś rozpadającej się mumii. Śmiało wszedł do środka. Jego zmysł węchu odczuł niemiły odór zgnilizny i rozkładu, który odbierał mu inne zmysły. Tu jest coś jeszcze niżtylko rozpadające się mumie, ale Asteroth nie wiedział jeszcze co. Dalsza wędrówka po katakumbachmogła spowodować omdlenie u innych a odruch wymiotny u drugich, gdyż we wnękach leżały różne mumie nadgryzane przez szczury, które były dosłownie wszędzie.Asteroth nie zwracał bacznej uwagi na stworzenia, które również go ignorowały. Jednak w tej chwili Asteroth poczuł, że dzieje się coś niedobrego. Wszystkie szczury nagle rzuciły się do ucieczki w stronę wyjścia. Nagle naprzeciw Asterotha pojawiła się przerażająca czarna postać. - Odeeeeeeeeeejdź z tąąąąąd. - Zaczęła wyć. Nagle postać zaczęła się zbliżać do paladyna, który odruchowo się cofnął. Jednak Asteroth czując jakąś aure padł na podłogę i stracił przytmność. Asteroth czuł się jakby czarna chmura go wchłaniała. Kiedy się ocknął zobaczył nad sobą nie czarną postać, lecz twarz Milltena (maga ognia, przyjaciela Asterotha). Oparł się na łokciach i odkrył, że nie jest już w kurhanie lecz na zewnątrz. - No niele od kogoś oberwałeś, budzę cię już dwa dni. Gdybym nie wydostał cię z tego kurhanu pewnie jeszcze byś tam leżał. Co ci się stało? Nigdy nie byłeś w gorszym stanie? - Powiedział i pomógł paladynowi wstać. - Nie wiem, kiedy chodziłem po kurhanie jakaś czarna postać rzuciła się na mnie i straciłem przytomność<zamilkł>. Ale jak ty mnie znalazłeś?A tak w ogóle czego tam szukałeś? - Zaczął się dopytywać. - Już ci mówię...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:33, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 5
Święty pocisk

Millten zaczął wyjaśniać Asterothowi powód jego przyjścia do kamiennego kręgu. - Dawno temu przed pierwszą inwazją daedr na nasz świat pewien mag pokonał pierwszą falę daedr za pomocą potężnego czaru. Czar ten nazywał się Świętym Pociskiem. Zaklęcie ów niszczyło każdą złą istotę. według moich poszukiwań grobowiec tego maga znajduje się w tym kamiennym kręgu a ta zjawa zapewne była strażnikiem runy lub ciała maga. Czy pomożesz mi w poszukiwaniu runy? - Ze względu na długą przyjaźń z Milltenem paladyn się zgodził. - Świetnie zatem chodź ze mną do grobowca! - Ruszyli w stronę wejścia. Asteroth wchodząc do kurhanu znów odczuł te same uczucie co za pierwszym razem, Millten jednak szedł twardo w dół. Gdy doszli do miejsca gdzie czarna postać napadła na niego na szczęście nic podejrzanego się nie zdarzyło. Trochę dalej doszli do... ślepego końca korytarza. - No to klapa! Nic tu nie ma. - Powiedział z rozczarowaniem Asteroth. - Jakbyś miał spostrzegawczość maga zauważył że na tej ścianie są starożytne inskrypcje. - Millten zaczął czytać napisy. - Hmmm... jesteśmy bardzo blisko jego grobu, te słowa są z legend o magu i jego zaklęciu. Możliwe, że to nie ściana tylko sprytnie ukryte drzwi. Ale jak je otworzyć? Może jakaś cegła albo kamień je otworzy. - Millten zaczął macać kamienie przez dłuższą chwilę gdy nagle coś kliknęło. Ściana jakby zatrzęsła się i wydała z siebie głośny zgrzyt i odsunęła się ukazując obszerną komnatę. - No i co ty na to? Miałem rację ta ściana była ukrytymi drzwiami! - Rzekł tryumfalnie Millten. Sala była kwadratowa, z dziwnie zielonymi ścianami. W odstępie metra od każdej ze ścian stał rząd kolumn również z zielonego kamienia. Na środku zaś stał postument z dwoma białymi kamieniami. - Psst. Asteroth zobacz udało nam się! Naprawdę nam się udało! Oto runy świętego pocisku! - Zaczął szaleć z podniecenia. -Chwila mówiłeś, że ten mag posługiwał się tylko jedną runą!. - millten przestał szleć i spojrzał sie na runy. Hmmm... Cóż chodziły pogłoski, że ó mag po stworzeniu runy zrobił jej kopię na wszelki wypadek. Jednak nie dawałem im wiary. A może... Trzeba być ostrożnym może to być pułapka. - Z podejrzliwością mag zaczął badać postument oraz kamienie runiczne. Postument wydawał się przyczepiony do podłogi bo ani Asteroth ani millten nie mogli go przesunąć nawet najbardziej potężnymi czarami telekinezy. - Trzeba po prost zaryzykować. Weźmy po prostu te runy i zobaczymy co się stanie. - Millten zaczął wykonywać swój pomysł. Szybkim ruchem ręki wział runę z postumentu (Asteroth zaś wziął drugą). Nic się nie wydarzyło chociaż obaj automatycznie przygotowali się na kłopoty. Jednak to co się później stało zaniepokoiło ich nie na żarty. Drzwi którymi weszli zamknęły się z takim trzaskiem, że mogły obudzić nawet trolla. Czerń za tamtymi drzwiami podpowiadała im, że za tymi drzwiami czaiło się coś złego. - MILTEN! TY PADALCU! JAK ŚMIESZ BRAĆ Z TĄD RUNY ŚWIĘTEGO POCISKU! - Usłyszeli jakiś pozaziemski głos, który zdawał się dobiegać zza następnych otwartych dzrwi na przeciwnym końcu sali. W jednej chwili jakaś magiczna kula trafiła maga, który przeleciał przez pół sali i wylądował na kolumnie po której się osunął. Paladyn w pierwszej chwili nie wiedział co się dzieje i stał jak osłupiały. W tym czasie Millten wstał otrzepał się i w ostatniej chwili uskoczył przed następnym pociskiem. Asteroth patrzył bezradnie na maga uciekającego przed pociskami, znów zaczął odczuwać te same dreszcze jakie odczuwał przy spotkaniu z tamtą postacią. Jego wzrok spoczął na czerń za drzwiami z której wylatywały kolejne pociski. Nie bacząc na nic wyjął swój dwuręczny miecz i chwycił go pewnie w prawej dłoni. Zaczął pedzić biegiem w stronę otwartych drzwi. Gdy dochodził do drzwi trafił go jeden z pocisków. Asteroth przeleciał ppięć metrów i wylądował na plecach. Szybko się podniósł i znów zaczął biec w stronę drzwi. Umykając przed kolejnymi pociskami wycelowanymi w Milltena i w jego osobę. Dobiegł do progu drzwi i ruszył odważnie w czerń. Każdy pocisk mimo swoich niewielkich rozmiarów paladynowi w tej chwili wydawał się potężną kulą ognia. Szedł przed siebie dopóki nie zobaczył oślepiającego białego światła...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:34, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 6
Pojedynek między wymiarami i Lodowe Ostrze Monarcha

Gdy oślepiające światło ustąpiło Asteroth ujrzał kwadratowe pomieszczenie z fioletowymi ścianami całymi pokrytymi runami. Podłoga była wyłożona również fioletowymi kamiennymi kaflami. Na środku pomieszczenia stał człowiek w czarnych czatach. Paladyn pomyślał, że może wie więcej o tym miejscu. - Dobry człowieku! Czy masz może pojęcie gdzie jesteśmy? - Mag się odwrócił. Asteroth mocno się zdziwił. Mag nie do końca był człowiekiem. Z jego jarzących się na czerwono oczu widać było nienawiść i pogardę do wszelkiego życia. - Jesteśmy w Kair Andros mojej cytadeli. Przyzwałem cię tutaj by zapobiec kradzieży run świętego pocisku. - Głos maga brzmiał nienatrualnie grubo i był przerażający. - A kim ty jesteś, że decydujesz o tych runach. Czy nie mogą się przysłużyć jeszcze raz dobru. - Mag zaczął się śmiać jak szaleniec. - Dobru! Czy wiesz do jakiego celu zostały stworzone? Ja je stworzyłem! Zamierzałem dzięki nim powalić świat na kolana! Niestety gdy pojawiły się daedry musiałem zniszczyć konkurencję przez co zginąłem. W ostatniej chwili teleportowałem ostatnią żyjącą cząstkę siebie do tej twierdzy i spokojnie czekałem aż się zregeneruję. Teraz jestem prawie gotowy do ponownego ataku na ten świat. Brakuje mi tylko run świętego pocisku. Oddawaj ją. - Asteroth natychmiast uniósł miecz. - A więc to tak było. Jesteś wzoren do naśladowania dla tysięcy ludzi! Podczas bitew nadal przywoływali twoją bohaterską postawę! A ty jesteś po prostu zwykłym sługą zła! Nie chcę w to wierzyć, ale przysięgam zabiję cię! Jeśli zaatakujesz ten świat zabiję cię! - Mag zadrwił ze słów paladyna. - A więc mnie zabij. - Mag wyciągnął stary zardzewiały w niektórych miejscach miecz. Paladyn postanowił pierwszy nie atakować więc czekał na ruch maga. Stalii naprzeciwko siebie dłuższą chwilę po czym mag zaatakował. Jego pierwszy cios skierowany był w gardło na co Asteroth uchylił się i ciął w lewy bark wroga. Ten odparował cios i odskoczył od paladyna. Asteroth kontratakował i finezyjnym atakiem celował w głowę. Mag odskoczył w ostatniej chwili, ale do końca nie uniknął ciosu. Z jego czoła zaczęła spływać strużka krwi. Mag gdy poczuł krew na twarzy wpadł we wsciekłość. Zaczął zadawać ciosy na oślep byle tylko wbić miecz w ciało paladyna. Asteroth blokował ciosy jak mógł coraz bardziej cofając się ku ścianie. Gdy dotknąl plecami ścianę nie mogł się dalej cofać. Mag pchnął mieczem prosto w serce paladyna i trafił. Na szczęście ku zdziwienu maga miecz przejechał po pancerzu nie robiąc najmniejszej szkody paladynowi. Asteroth natychmiast to wykorzystał i zadał cias w gardło maga. Niestety nim mag zorientował się w sytuacji było już za późnźno z drugiego końca szyji wystawało mu 40 centymetrów ostrza miecza. Mag ze zdziwieniem spojrzał na Asterotha po czym zawisł bezwładnie na mieczu. Astteroth wyją miecz z gardła mago pozwalając by jedo ciało bezwładnie osunęl się na ziemię. Niestety magia zawarta w ciele maga uszła z nieg pod postacią wybuchu energii. Wybucz rzucił paladynem który myślał, że rozbije się o jedną ze ścian komnaty, ale wylądował w tym samym korytarzu z którego zniknąl. Czerń ustąpiła i wszystko się uspokoiło. Paladyn wstał i rozejrzał się. Korytarz okazał się ślepym. Jednak nie to interesowało paladyna obok niego leżał jakiś dwuręczny miecz o jasno niebieskiej barwie. Jego ostrze zwężało się przez co miecz wyglądał jak koncerz. W jego rękojeści wprawiono wspaniały klejnot o zabarwieniu morskim. Paladyn podniósł miecz i poszedł poszukać Milltena. Znalazł go tam gdzie widział go ostatnio. Stał oparty o postument ciężko dysząc, gdy zobaczył Asterotha zaczął na niego wrzeszczeć. - Gdzie ty do cholery byłeś!? Musiałem uciekać i odbijać te cholerne pociski a ty se zniknąłeś!? Gdzieś ty był? - Paladyn rozumiał wsciekłość maga, zapewne myślał, że go zostawił na pastwę losu. - Byłem z odwiedzinami u twórcy run świętego pocisku. - Mollten od razu przestał wrzeszcześ i się rozchmurzył. - Naprawdę? Ach jak ja chciałbym go poznać. Przecież on nie żyje co ty gadasz. - Mag najwyraźniej nie zabardzo uwierzył w odpowiedź Asterotha. - Nie był bym tego taki pewien. On żył i z pwenością nie było to jakieś widmo czy urojenie. I uwierz mi Milltenie nie warto go poznać. - Paladyn postanowił, że nie powie magowi o prawdziwym obliczu jego bohatera. - Czwileczkę Milltenia gdy tuu wróciłem znalazłem ten dziwny miecz. Czy wiesz coś może o jego pochodzeniu? - Millten wziął do ręki miecz. - Na królestwo Valara! Przecież to legendarne Lodowe Ostrze Monarcha! Czy wiesz jaki skarb znalazłeś?! To miecz o wielkiej mocy. Używano go w walkach przeciw daedrom jeszcze w czasach kiedy kontynent był cały i naszym sąsiadem było królestwo Gondoru! Posługiwał się nim sam Wielki Król Oblivionu, ale po ostatniej bitwie miecz ten zaginąl aż do dzisiaj. Weź go niech ci dobrze służy. - Asteroth wziął z szacunkiem miecz od maga po czym włożył go do pochwy zamiast starego miecza. Mag odszedł trochę od Asterotha i otworzył portal. - Do zobaczenia Milltenie. - Mag odwrócił się uśmiechnął się po czym wszedł do portalu który natychmiast się zamknął. Asteroth skierował się do wyjścia pełen dumy w to, że jest uzbrojony w legendarny miecz jak i również legendarny czar...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:34, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 7
Rycerz Imperialnego Smoka

Wychodząc z kurhanu z runą Świętego Pocisku i Lodowym Ostrzem Asteroth zastanawiał się co by ostatecznie zrobić z runą. Ostatecznie mógł ją używać przecież znał wszystkie kręgii magii których nauczył się kiedy był... Nie! To była przeszłość z którą zerwał. Nie zamierzał wspominać o niej i o tragicznym błędzie przez który zginęło niewinne dziecko. Dochodząc do wyjścia Asteroth postanowił, że tak potężny czar może stanowić kolejną groźną broń w jego arsenale więc ostatecznie postanowił jej użyć. Jako jedyny umiał na stałe zapamiętać zawartość runy. Ścianął ją macno jakby chciał ją rozgnieść i wymamrotał jakieś słowa. Runa błysnęla oślepiającym światłem i zniknęła. Teraz Asteroth znał formułę zaklęcia, która była wyjątkowo, a nawet śmiesznie łatwa. U wyjścia paladyn natknął się na człowieka z wyglądu przypominającego rycerza wysokiego rangą. Jego czerwony pancerz przypominał pancerze królewskich strażników z Białego Miasta. Lecz na kirysie odcinał się kontrastem biały jak pancerz Asterotha smok. Rycerz odweócił się gdy usłyszał, że Asteroth nadchodzi. - Witaj mości panie! Czy mogę spytać coś robił w tym opuszczonym kurchanie? - Z dworskim ukłonem zapytał rycerz. - Cóż lubię zaglądać do starych grobowców. Lecz powiedz mi najpierw panie jak masz na imię. - Asteroth już przestał wierzyć w ludzką dobroć więc zawsze się pytał każdego. - Jestem Varus Vantinius i jestem Rycerzem Imperialnego Smoka! To znaczy przewodzę królewskimi strażnikami. Powiedz mi czy kurhan jest już pusty? Przyszedłem tu ponieważ ludzie skarżyli soę iż jakieś potwory z tego oto kurhanu straszą im konie. - Posada Rycerza Imperialnego Smoka jest najwyższym honorem jaki może spotkać żołnierza. Jego nastawienie do Varusa od razu uległo poprawie. - Tak sam uśmierciłem sprawcę tego całego zamieszania. Czy możesz mi coś powiedzieć o tym lesie? - Rycerz jakby odetchnął z ulgą. - Tak znajdujesz się panie w lesie nieumarłych. Musiałem stoczyć z nimi nielichy bój by się tu dostać. Ale ty wyglądasz jakbyś bardziej wrócił z wakacji niż z walki. - Varus chwilę się zamyślił. - Czy przyokazju nie spotkałeś może Asterotha? Szukam go bo potrzebuję jego pomocy. - Paladyn myślał, że o mało nie wybuchnie śmiechem. - Oczywiście, że go znam! To ja! - Rycerz od razu uśmiechnął się od ucha do ucha. - Wspaniale! Musisz mi pomóc. Miałem cię znaleźć by powiadomić cię, że cytadela Valenvayron niedługo zostanie oblężona przez armię daedr. Czy zechcesz nam pomóc. Proszę, nie błagam pomóż nam! Bez ciebie cytadela padnie. - Paladyn nie miał wyboru. Daedry z pewnością by wyrżnęły cały garnizon. Po przytaknięciu Varus chwycił go za ramię i wymamrotał jakieś zaklęcie. W jednej chwili z lasu przenieśli się do jakiejś kamiennej komnaty. Varus odwrócił się do Asterotha uśmiechnął się i powiedział. - Witamy w twierdzy Valenvayron. - Następnie zaczęli wchodzić schodami w gorę. Varus powiadomił go, że ostatnia narada wojenna odbędzie się pod wieczór i prosił by stawił się na nią. Rycerz odszedł zajęty własnymi sprawami. Asteroth postanowił, że zwiedzi trochę zamek. Od razu wiedział, że to robota Gondorskich murarzy. Zamek cały był wykonany z białego kamienia, wieże miał zakończone charakterystycznymi dla Gondoru kopułami. Po obejrzeniu reliktu przeszłości jakim był zamek, który przypominał o sojuszu zawartym między Gondorem a Oblivionem, paladyn poszedł do gospody i spędził resztę czasu, która pozostała mu do zebrania. Gdy zaczęło powoli zmierzchać Asteroth udał się do stołpu na naradę. Od razu został zaprowadzony na salę obrad przez wyjątkowo uprzejmych żołnierzy. Gdy tylko wszedł kapitan fortecy przemówił. - Panowie gdy jesteśmy już razem mogę przemówić. Będę mówił krótko gdyż mało mam czasu. Daedry zaatakują dzisiaj w nocy. Walczymy by utrzymać twierdzę. Jeśli padnie zniknie ostatnia linia obrony między niebronionymi miastami i osadami. Niech Valar ma was w swojej opiece tej nocy. - Ledwie kapitan skończył swoją kwestię zabrzmiały rogi alarmowe. - Daedry się zbliżają do broni! - Wszyscy zgromadzeni w sali ruszyli czym prędzej na mury. Potem dołączyli do rzeki wysypujących się z koszar wojowników i znów ruszyli na mury. - A więc zaczęla się zabawa! - Pomyślał do siebie Asteroth biegnąc na mur. Spojrzał w niebo. Noc była dziś taka piękna. Szkoda, że niedługo poleje się krew...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:34, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 8
Oblężenie cytadeli Valenvayron

Asteroth stojąc na murze widział ciemną masę daedr zbliżających się do mórów fortecy. Paladyn nie widział w tym motłochu żadnych machin oblężniczych, ale strategia tych stworzeń była zupełnie inna. Przewidywała ona wdrapanie się na mury i wyrżnięcie całego garnizonu. - Naciągnąć łuki! - Padł rozkaz kapitana. Asteroth w jednej chwili usłyszał setki cięciw napinanych do granic możliwości. - Czekać aż podejdą bliżej. - Rozkaz kapitana padł nieco bliżej paladyna, najwyraźniej przechadzał się po murze by dodać otuchy żołnierzom. Armia demonów była coraz bliżej. Paladyn czuł napięcie żołnierzy. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić mieczem, - Zasypać ich gradem strzał! - Na ten rozkaz powietrze zostało przecięte setkami strzał. Paladyn słyszał świst każdej z nich. Pierwsze szeregi daedr zostały skoszone falą śmiercionośnych strzał. Z każdym napięciem łuku, napięciem sięciwy, z każdą wystrzeloną strzałą ginęła jedna daedra. Istoty czarne jak noc bez cienia strachu próbowały dobiec do murów. Niektóre z daedr również miały łuki. Próbowały nimi zazić łucznikow na murze, ale pchane ślepą nienawiścią istoty nie mogły trafić ani jednego łucznika. Większość strzał trafiała w mur i blanki, pozostałe zaś przelatywały nad murem nie czyniąc nikomu krzywdy. Stos ciał zabitych przez łuczników daedr coraz bardziej pietrzył się pod murem. W koncu był tak wysoki, że można było bez przeszkód wejść na mur. Demony zaczęły wspinać się na mury po ciałach zabitych towarzyszy. - Wchodzą na mury! Pikinierzy naprzód! - Na rozkaz kapitana rząd ciężkich stalowych halabard wyrósł przed łucznikami. Pierwsze daedry, które weszły na mur nadziały się na las halabard. - Bronić murów! Nie mogą przejść dalej! - Asteroth ciągle słyszałrozkazy kapitana. - Teraz jest czas na wypróbowanie tego miecza.- Pomyślał z radością Asteroth. Pierwsze daedry, które podeszły do niego na tyle blisko by mógł je razić mieczem straciły głowy szybciej niż machnełyby swoimi mieczami. - Varusie! To jakiś podstęp! Za łatwo nam idzie!- Rycerz gromił daedry niedaleko wejścia do wieży, ale mimo to udało mu się odezwać. - Masz rację, ale nim wprowadzą go w życie trzeba wyrżnąć ich jak najwięcej! - Coraz więcej mrocznych istot pojawiało się na murze. Celowanie łukiem lub mieczem w demony stawało się coraz trudniejsze bo noc coraz bardziej czarniała. Paladyn zdążył już naliczyć z piędziesiąt zabitych daedr mieczem lub czarami. Końca oblężenia nie było widać. - Panie weź paru ludzi na wschodni kraniec muru. Został bez obsady! - Paladyn wraz z Varusem zebrał paru wojowników i jednego maga bitewnego by ruszyć na wschodni kraniec muru. Gdy w krótkim czasie tam dotarli ujrzeli grupę czterdziesu daedr. - Zatrzymać je nie mogą zasiać zamętu z głównum polu oblężenia! - Zakomenderował Varus. Cała grupa z Asterothem na czele ruszyła szarżą na daedry. Ta mała bitewka nie trwała długo, grupka paladyna rozgromiła daedry w mgnieniu oka. - Zostańcie tutaj i brońcie tego skrawka muru. My pędzimy dalej odpierać głowny atak daedr. - Po czym zostawili wojowników i znów ruszyli na główne pole zmagań. Sytuacja nadal się nie zmieniała. Pikinierzy nadal bronili szeregów ostrzeliwujących się łuczników. - Sytuacja opanowana kapitanie. - W biegu zameldował kapitanowi i ruszył do walki. Daedry atakowały w nieskończoność.- Varusie musimy zabijać je szybciej inaczej ich przewaga liczebna będzie przytłaczająca! Albo my albo oni! - Varus odwrócił się do paladyna. Jego miecz cały pokryty był krwią daedr. Jego pancerz nosił kilka wyraźnych rys po mieczach i jedno wgięcie, widocznie jakaś daedra miała młot wojenny. - Coś mi tu śmierdzi. Bądź czujny to może być naprawdę pułapka! - Ton w głosie Varusa był wyjątkowo poważny. Kolejne pchnięcie Asterotha przebiło serce daedrze a cięcie w szyję pozbawiło głowy drugą. Nagle ktoś krzyknął z tłumu. - DO BRAMY! WYWARZAJĄ BRAMĘ! NAPRZÓD RYCERZE OBLIVIONU!BROŃCIE BRAMY! - Paladyn puścił się biegiem po schodach w stronę bramy. Przeskakując co trzy stopnie pędził wraz z innymi bo wiedział, że jeżeli wyważą bramę ta walka będzie przegrana i wszyscy zginął. Już niemal był przy bramie, już przygotował zaklęcie wzmacniające bramę. Niestety przybył za późno. Wierzeje wypadły z potężnych zawiasów i runęły z hukiem na ziemię. Przez bramę wysypały się setki daedr. Paladyn spojrzał w twarze przybyłych wojowników. Uniósł miecz przed siebie tak, że o włps nie dotykała jego nosa. - NAPRZÓD WOJOWNICY OBLIVIONU JEŻELI MAMY ZGINĄĆ ZRÓBMY TO W CHWALE! - Z dzikim krzykiem wojennym rzucili się na potwory! Paladyn biegł na czele...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:35, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 9
Dziedziniec Valenvayron

Odpieranie daedr wysypujących się z wyważonej bramy trwała od ponad godziny. Asteroth miał cały pancerz pokryty krwią. Powoli zaczęło go ogarniać zmęczenie. Jego ataki stawały się słabsze lecz nadal stanowił śmiertelną przeszkodę dla daedr. Gdy wielki oddział daedr przeszedł przez bramę paladyn natychmiast przypomniał sobie inkantacje Świętego Pocisku. Zaczął mruczeć zaklęcie a w jego opancerzonej dłoni pojawiła się kula jasnego oślepiającego światła. Rzucił świetlistą kulą w stronę daedr. Gdy kula spadła na oddział najpierw się rozległ ogłuszający huk, a następnie wszystkie daedry wyleciały pięć metrów wzwyż.
-Jeśli nie odeprzemy ich ta bitwa będzie stracona!
Cały czas z tłumu dobiegały rozkazy rycerzy wyższych rangą. Nagle zupełnie jakby los był złośliwy dla obrońców przez bramę weszła istota postury ludzkiej odzianej w czarny pancerz. Na obu przedramieniach miał zamontowane ostrza. W jego otwartym hełmie nie było widać twarzy tylko świecące na fioletowo oczy. jego fioletowa peleryna powiewała za nim tak delikatnie zupełnie jakby była z najlżejszego materiały jaki istnieje. Jak dotąd Asteroth myślał, że to istoty z legend, ale teraz w bramie stał w mrocznym majestacie najprawdziwszy postrach. Były to istoty stworzone przez Nora pana nocy tylko po to by zabijać. Postrach stał w miejscu i rozglądał się w poszukiwaniu pierwszej ofiary. Za jego sprawą mogą zginąć setki rycerzy nim ktoś go powstrzyma a teraz nie mogą sobie pozwolić na takie straty. Paladyn ruszył w stronę postracha w ręku mocno ściskając błekitny miecz. Nie minęła chwila nim postrach spostrzegł człowieka w białym pancerzu. W jego dłoni momentalnie pojawił się wielki miecz o szerokim ostrzu i lekko zakrzywionym końcem w górę trochę upodobniając go do szabli. Obaj przeciwnicy ruszyli biegiem w swoją stronę. Paladyn nie atakował pierwszy czekając aż monstrum wykona pierwszy ruch. Postrach wykonał w biegu cięcie w lewą skroń Asterotha. Spotkały się dwie klingi jedna wielka i szeroka, druga zaś długa i cienka. Asteroth bał się, że miecz pęknie od wrogiego miecza, ale wytrzymał. Paladyn bez trudu zablokował cios i wykonał cięcie w stronę szyi przeciwnika, ale ten odparował go naramiennym ostrzem i wykonał obrót chcąc przeciąć paladyna mieczem w pasie. Odskoczył o włos unikając wrogiego ostrza. Postrach wymierzył silny zamach ramieniem uzbrojonym w naramienne ostrze wycelowane w szyję paladyna. Asteroth sparował, ale siła odrzuciła miecz. Paladyn pozwolił by klinga powędrowała w lewą stronę aż nad jego głowę i wykorzystując tę samą siłę ściągnął rękojeść do prawego boku odchylając ostrze w przód tak aby miecz przeciął postracha w pasie. Ten wziął ostrze w nożyce naramiennych ostrzy. Zmagali się tak przez jakąś chwilę. Niektórzy rycerza którzy pokonali swoich przeciwników z niedowierzaniem patrzyli na scenę pojedynku, gdzie walczyli dwaj potęzni przeciwnicy. Jeden odziany w mroczną zbroję ledwo widzianą w nocy, i człowieka odzianego w śnieżno białą pełną zbroję płytową. Zupełnie jakby byli światkami ostatecznej walki dobra ze złem. Postrach trzymał przez dłuższą chwilę klingę miecza paladyna, dopóki Asteroth nie wyzwolił swego miecza. Zacisnąl dłoń by pewniej trzymać miecz. Postrach opuścił chwilowo gardę co wykorzystał paladyn i grzmotnął go rękojeścią w hełm. Postrach zatoczył się przyłożył opancerzoną czarną dłoń w miejsce gdzie padł cios, zupełnie jakby hełm był jego skórą. Przymknął na chwilę swe nienawistne fioletowe oczy. Paladyn natychmiast zaaregował i wymierzył mu pchnięcie, które przebiło jego bok, ale nie zabił. Postrach wstał spojrzał na Asterothanastępnie przeniósł swój wzrok na prawy bok i z niedowierzaniem patrzył na ranę. Nienawistne spojrzenie jakie mu rzucił zmroziło krew w żyłach paladyna.Rzucił się na niego nie bacząc na to, że upuścił swój miecz kiedy oberwał w głowę. Zaczął szybko biec w kierunku paladyna z zamiarem zabicia go. Zapewne dopiął by swego gdyby nie rycerz, który zabił daedrę i jej zwłoki, które upadły wprost pod nogi potwora. Zaślepiony nienawiścią postrach potknął się i przewrócił lądując u stóp paladyna. Asteroth wykorzystał to i dobił go wbijając miecz w plecy tak by przebił mu serce. Postrach przeraźliwie wrzasnął, zaczął drgać w przedśmiertnej agonii. W tym momencie paladyn musiał się wysilić by utrzymać miecz w jego sercu. Gdy drgawki przestały jego ciało po prostu zniknęło zostawiając tylko pancerz, który z brzdękiem upadł na brukowany dziedzinec. Wyciągając miecz Asteroth uświadomił sobie, że pojedynek tak go pochłonął iż nie zauważył wielkiego oblężenia rozgrywającego się wogół niego. Już miał się rzucić na kolejne daedry gdy usłyszał krzyk Varusa.
-Asteroth szybko na mury! Sytuacja nie jest ciekawa.
-Czekaj na mnie już idę.
Paladyn ruszył w stronę schodów na mur nie wiedząć co miał za chwilę zobaczyć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:35, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 10
Przełamane oblężenie

Asteroth spieszył za Varusem po schodach prowadzących na mur. Rycerz nosił lżejszy pancerz od niego więc nadążenie za nim było niełatwym wyzwaniem. Gdy dotarli na szczyt muru paladyn zobaczył ciała setek łuczników z grotami strzał w sercu lub gardle. Asteroth nie mógł uwierzyć w to co widział. Padł na kolana. Wpadli w tak prostą pułapkę. Jak to się stało, że nie rozpoznał strategii daedr. Owa "nieudolność" wrogich łucznikówbyła farsą tak dobrze, że nawet on sam dał się nabrać. Łzy zaczęły lecieć mu samoistnie z oczu.
- Varusie to moja wina. Jak mogłem tego nie przewidzieć. Byłem ślepy.
Rycerz podszedł do niego, klęknął na jedno kolano i położył mu ręke na ramieniu.
- Nie! Z pewnością nie była to twoja wina. Te daedry nas wszystkich oszukały. Ale teraz nie powinieneś się tym przejmować. Oblężenia nadal trwa, a straciliśmy prawie wszystkich łuczników. Czy mógłbyś użyć no wiesz...
Paladyn wstrzymał łzy i spojrzał na Varusa. Pozwolił sobie nawet na nikły uśmiech.
- Nie. Zrzekłem się swojej mocy dawno temu od czasu oblężenia Białego Miasta. Teraz mam bardzo mało energii magicznej a wszystko zużyłem do wysyłania magicznych pocisków podczas walk na dziedzińcu. Varus wstał i spojrzał na walkę w dole a następnie na bardzo młodą twarz paladyna. Myślał sobie, że tkwi już od ładnych paru tysięcy lat w ciele pietnastolatka, a mimo to przewyższa odwagą nawet największych rycerz Oblivionu.
- No to mamy poważne kłopoty.
Sytuacja wydawała się stracona. Coraz więcej rycerzy ginęło w obronie warowni.
- Ale musimy coś zrobić! Jeżeli cytadela upadnie setki miast i wsi zostanie bez ochrony. Zginią tysiące ludzi.
Paladyn wstał i przez chwilę rozmyślał nad słowami Varusa.
- Tak masz cholerną rację. Ale co możemy zrobić? To nie jest przypadkowa armia daedr. Prowadził ją postrach.
Varus spojrzał na paladyna.
- Postrach? Przecież one istnieją tylko w bajkach.
- Jeśli przeżyjesz będziesz mógł obejrzeć jego pancerz jako dowód ich istnienia.
- Niech zgadnę dołączył do grona zabitych?
- A jak myślisz?
- Myślę, że tak.
- Varusie jeśli nie zauważyłeś trwa oblężenie a my jesteśmy w samym jego środku. Powiedz mi czy są tu jakieś trebusze lub mangonele?
Varus uśmiechnął się.
- Gondor budując swe twierdze zawsze dodawał machiny oblężnicze. Chodź za mną.
Ruszyli w stronę najbliższej wieży cały czas schylając się przed zabójczymi strzałami.
- Nie strzelaliśmy z nich ponieważ nikt nie umie ich obsługiwać.
Wbiegli na schody stome i kręte. Paladym musiał uważać by nie zaczepić swym płaszczem i ostre rogi kamieni. Na szczycie wieży stał trebusz. Ramiękatapulty było zamocowane na podstawie w kztałcie ostrosłupa, ale ze ściętym czubkiem gdzie byly mechanizmy umożliwiające zginanie ramienia.
- Ten trebusz nie był używany od wieków! Czy masz pewność, że zadziała?
- Tak jestem tego pewien! Przecież zarządzałem remontami wszystkich naszych twierdz.
Varus chwycił za belkę i zaczął obracać katapultę w stronę armi daedr.
- Varusie jest mały problem. Nie mamy kamienia! Czym będziemy strzelać?
Rycerz rozejrzał się w poszukiwaniu kamieni.
- Kamieni nie ma, ale mamy to!
Pokazał na kupę kamieni wielkości pięści.
- To jest pomysł! Szybko pomóż mi ładować!
Załadowanie kamieni zajęlo im bardzo mało czasu.
- Varusie już strzelaj!
Rycerz pociągnął za dźwignię i w powietrze poszybowało tysiące kamieni siejąć śmierć i zniszczenie w szeregach wroga.
- Szybko przygotuj katapultę.
Varus chwycił za linę i ściągnął ramię katapulty.
- Ładujmy kamienie! Szybko! Szybko!
- Zamknij się Varusie! Robię co mogę!
Paladyn szybko załadował kamienie i kolejna salwa poszła w powietrze.
- Cholera! Jest problem! Przeciążyliśmy ramię i jestm całkiem możliwe, że po następnej salwie pęknie.
- No to wystrzelmy ostatni raz! Chrzań tą katapultę. Im więcej ich zabijemy tym mniej będą musieli wytrzymywać rycerze.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
Załadowali wspólnie wszystkie kamienie jakie zostały, przeciążając ramię trebusza.
- Ognia! Wal w nich! Rozwal!
Po oddaniu salwy zgodnie z przewidywaniami Varusa ramię złamało się i z trzaskiem łamanego drewna runęło w dół.
- I po dobrej katapulcie!
- Co teraz? Varusie nie mów, że to jedyny trebusz na zamku.
- Niestety wszystkie inne zostały zdemontowane bo mieliśmy wstawić nowe.
- Świetnie! Co teraz?
- Jest pewien sposób na pokonanie daedr, ale nie wiem czy zadziała.
- Jaki mów Varusie!
- Na przedpolach zamku są ukryte smolne rowy, ale od kilku lat ich nie sprawdzaliśmy.
- Smolne rowy! Teraz mi o tym mówisz! Gdzie jest najbliższy koksownik?
- Niedaleko wejścia na wieżę! Chodź ze mną.
Ruszyli biegiem w dół krętych schodów. Niespodzianie u podnóża wieży zaatakowały ich daedry.
- Asteroth biegnij do koksownika ja je zatrzymam!
Paladyn dalej rędził w stronę koksownika. Blask rozpalonych węgli mówił mu, że jest blisko. Szubko wyjął zza swojego białego płaszcza krótki łuk. Z kołczanu wyciągnął ostatnią strzałę i wsadził grot do koksownika czekając aż się zapali.
- Cholera Varusie nie powiedziałeś gdzie są te rowy.
Mruknął do siebie paladyn. Napiął łuk i wycelował w miejsce gdzie najprawdopodobniej był łuk. Łyk zatrzeszczał z wysiłku i wypuścił strzałę nadziei dla tysięcy ludzi. Przypuszczenia Asterotha okazały się słuszne. Z małego wybuchu ognia przedpola zmieniły się w płonące piekło. Setki daedr spłonęło momentalnie w morzu ognia. Oblężenie zostało przełamane. Po opadnięciu ognia niedobitki, które przetrwały zaczęły się wycofywać, ale rycerze szybko się z nimi rozprawili. Oblężenie cytadeli Valenvayron zostało zakończone. Trzecia wojna z daedrami zaostała rozpoczęta...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:36, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 11
Pierwsze wspomnienia

Minął już jakiś czas od oblężenia cytadeli Valenvayron. Asteroth pożegnał się z Varusem dając mu runę dzięki której znajdzie go w potrzebie. Varus twierdził, że musi wracać do stolicy królestwa Minas Anor. Paladyn zaś udał się na spalone ziemie daleko za granicami Oblivionu. W tej właśnie chwili stawiał pierwsze kroki po tych zakazanych krainach. Naciągnął śnieżnobiały kaptur swego płaszcza by ochronić twarz i oczy przed popielną burzą. Kiedyś dawno temu te tereny należały do potężnego klanu Smoka, ale to było dawno temu. Asteroth stawiał tu swe pierwsze kroki w dążeniu do sławy. a to było tak...

Kiedyś na długo przed czasem naszych ojców i dziadów, kontynent stanowił całość. Był to bogaty i płodny kraj falujących wzgórz i pierwotnych lasów, w których żyło wielu niezwykłych ludzi. Część z nich przybyła tutaj na pokładach statków z dalekich lądów i zdecydowała się osiedlić, inni opuścili górskie siedziby i zamieszkali w dolinach - byli to górale, którzy potrafili wymienić imiona swoich przodków pamiętających najbardziej zamierzchłe wydarzenia. Wiedziano czym jest wojna, ale pokój był regułą - pokój zrodzony z siły i dostatku. Nigdzie chwała tamtego okresu nie była większa, niż w Wężowej Kępie - stołbie klanu Smoka. Rzeźbiarze, których imion dziś już nikt nie pamięta, tak zręcznie ukształtowali jego mury, że chłopstwo wierzyło, iż są żywe, zapomniani już szogunowie stworzyli panujące tam prawa - równie surowe, jak zrozumiałe i oczywiste, a dawni mistrzowie (kto jest jeszcze w stanie wymienić choćby jednego z nich poza Asterothem?) wyćwiczyli miejscowych wojowników w subtelnych, lecz zabójczo skutecznych technikach walki. Nawet najroztropniejsi uczeni pisali z dumą na zwojach pozłacanego papirusu, że siła i honor Smoka będzie trwać wiecznie...
... i nagle, w ciągu jednego roku - jednego zasiewu, jednych żniw, jednej straszliwej zimy - wszystko przepdało. do dziś nie wiadomo - wówczas też nikt nie wiedział - kim lub czym byli: demonami, potworami, a może duchami? Byli po prostu czarną i nieludzką Hordą, rosnącą w siłę gromadą, której niezliczone zastępy nadchodziły zza północnych granic, gdzieś z górskich bezdroży. Którędy przeszli, nic nie pozostawało przy życiu - usychały i obumierały nawet drzewa. Nie było również ciał... Zresztą nie przetrwał nikt, kto mógłby je pochować. Tarrant Starszy rządził Wężową Kępą w tych trudnych dniach, a nie był on tchórzem. Paladyn sam był jego doradcą i wiedział o jego męstwie. Gdy tylko usłyszano o zagrożeniu, jakie niesie z sobą Horda, najdzielniejsi z jego samurajów pojeczali naprzód, aby spotkać się z nią o pierwszym brzasku - setki bohaterów pod setkami trzepoczących sztandarów Smoka. Asteroth chciał jechać z nimi, ale gdyby to zrobił przypłacił by to życiem. Po dwóch tygodniach od heroicznej wyprawy powrócił pierwszy i jedyny wojownik - wjechał ledwo trzymając się w siodle, a jego ciemna krew oblepiała tuziny głębokich i poszarpanych ran. Był prawie trupem. W jakiś sposób koń umknął daleko i wystarczająco szybko z miejsca starcia, aby uniknąć losu swego nieszczęsnego jeźdźca. Widząc to, on i Tarrant zrozumieli, że nadzieją na przetrwanie klanu Smoka jest podjęcie natychmiastowej ucieczki. Tydzień później mury Wężowej Kępy - mury, które nigdy dotąd nie były oblegane - zostały opuszczone, a członkowie klanu Smoka rozpoczęli długi marsz na południe.W ciągu miesięcy nieprzerwanej wędrówki do kolumny koni, wozów i ludzi jaką tworzyli dołączali wciąż nowi uchodźcy - mieszkańcy mijanych ziem - którzy doskonale wiedzieli, że dumny Smok nigdy nie ucieka przed przeciwnikiem, którego można pokonać. Wielu zdecydowało się jednak pozostać i bronić własnej ziemi - takim śmiałkom oddawano cześć, lecz nigdy nikt więcej o nich nie słyszał. Także zwiadowcy wysyłani na północ znikali bezpowrotnie. Klan smoka wędrował wciąż na południe...
Wreszcie, po sześciu miesiącach wciekinierzy przekroczyli ostatni górski grzbiet i ujrzeli bezkresny ocean. Smok nie miał już dokąd uciekać...
Tarrant Starszy oczywiście to przewidział, dlatego już podczas wędrówki wyznaczeni przez Asterotha uczeni mieli za zadanie obmyślić sposób ucieczki dla ludzi klanu Smoka. Niestety, nie było czasu na budowę statków ani miejsca, w którym można się bezpiecznie się ukryć, natomiast większa część armii poległa w pierwszej, zgubnej i straszliwej wyprawie przeciwko Hordzie. Jedyna i ostatnia nadzieja Tarranta leżała zamknięta w skrzynce ze srebrnymi okuciami znajdującej się w jego prywatnym wozie - Sfera Węża, najbardziej starożytny ze skarbów Smoka i symbol jego przywództwa. Niektóre opowieści głosiły, że Sfera pozwala wezwać ducha Smoka, jeśli sytuacja klanu będzie rzeczywiście bardzo ciężka. Niewielu w to wierzyło, ale moment był faktycznie wyjątkowy. Kiedy więc znużeni wielomiesięcznym marszem ludzie przygotowywali się do ostatniego starcia z Hordą, Tarrant Starszy przekazał przywództwo nad klanem swojemu synowi, Tarrantowi młodszemu i paladynowi. Sam zaś opuścił obozowisko - postanowił sróbować niemożliwego i... zginąć. Nie było świadków jego ostatnich chwil, wiadomo tylko, że osiągnął zamierzony cel. Zgromadzeni uchodźcy usłyszeli przeszywającą zmysły furię Smoka, a fala powietrza powaliła ludzi, konie i wozy. Ziemia zachowywała się jak w agonii - wielu tych, którzy przeżyli długą i wyczerpującą wędrówkę teraz zginęło pod lawinami kamieni lub wpadało w rozpadliny pojawiające się pod ich stopami, natomiast reszta stłoczyła się i modliła o wybawienie. Kiedy trzęsienie ziemi ustało, szczęśliwcy, którym udało się przeżyć gniew Smoka, ledwie mogli się ruszać ze strachu. Całą odwagę i dar przekonywania Tarranta Młodszego pochłonęło zmuszenie ludzi do odbudowy obozu i zebrania pozostałości taboru. Gdyby wówczas pojawiła się Horda nie napotkała by żadnego oporu z ich srony. Ale Horda nigdy nie nadeszła. I właśnie wówczas - przyglądając się załamanym i przerażonym ludziom - Tarrant Młodszy zrozumiał, że nie będą więcej klanem Smoka. Coś było w oczach tych wszystkich dzieci, które widziały swoje domy opuszczone z powodu nadciągającego zła... Coś tkwiło w spojrzeniach wojowników rozpamiętujących dzielnych towarzyszy broni, którzy walczyli i umierali, ale ie uciekali... Teraz należeli do ziemi, nie do nieba. Wciąż jeszcze mogli być zawzięci i z dumą pracować na swojej nowej ziemi, Z tej pokory i nieugiętej woli życia narodził się klan Węża - całkowicie nowy klan. W tym właśnie Asteroth opuścił ich przekazując całą władzę w ręce Tarranta Młodszego. Oni już nie należeli do Smoka, któremu Asteroth ślubował posłuszeństwo. To on był ostatnim żyjącym członkiem klanu Smoka... Później przyszedł kataklizm, który zniszczył tą ziemię. Czyżby Horda nadeszła znów i zniszczyła ją. Tego się prawdopodobnie nie dowiemy. Dziś każdy, kto podróżuje na północ przez góry, dotrze w pewnym momencie do poszarpanego urwiska nad niebezpieczną rozpadlną, w której znajduje się szeroki kanał pełen ostrych skał i wirów. W pogodny dzień można ujrzeć w oddali linię drugiego brzegu, ale najczęściej jest on ukryty w gęstej mgle. Furia Smoka przełamała nie tylko kontynent, ale i ducha ludzi. Dom naszych przodków leży za wodami kanału nie do przebycia. Czy Horda ciągle czeka na drugim brzegu? A może przeszła przez kanał? Tego nikt nie wie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:37, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 12
Stary przyjaciel - czarodziej

Minął już miesiąc od opuszczenia przez paladyna spalonych ziem. Obecnie znajdował się na soczyście zielonych łąkach księstwa Rivertown. Według mapy musiał cały czas posuwać się na wschód. Według plotek zaczerpniętych od mijanych ludzi obecnie na zamku Stormfist zasiadał książe Janus, który ma dwanaście lat i zasiadł na tronie tylko z powodu smierci starego księcia, jego ojca. Większość ludzi uważa Janusa za zboczonego potwora, który uważa się za wybrańca. Zaraz po odziedziczeniu tronu Janus zaciągnął do łóżka swoją pietnastoletnią siostrę. Otwarcie przyznając się do swego romansu. Ludzie lękali się jego gniewu. Gdy na kogoś się zdenerwował torturował go, a następnie brutalnie zabijał. Jego rozmyślania przerwał mu gruby i znajomy głos.
- Nigdy się tak nie zamyślałeś, że ominąłeś przyjaciela nie witając się z nim!
Paladyn odwrócił się na pięcie i ujrzał nieco wyższego od siebie przygarbionego starca z długą siwą brodą. Jego długie siwe włosy zakrywał spiczasty czerwony kapelusz charakterystyczny dla czarodzieja. Jego czerwona szata okrywała go całego ukrywając nawet buty, które według gustu czarodzieja sięgały do kolan jego nebieskich spodni. Pas, który zapobiegał rozwiewaniu się szaty był przyozdobiony złotymi złotymi ozdobnikami w kształcie liści. Za pasem miał zatknięty wspaniały złoty miecz i różnorakie kolorowe mikstury. Z tyłu powiewała długa granatowa peleryna za złotymi zakończeniami. W ręku trzymał długą brązową laskę z drewna. Spod gęstych krzaczastych brwi można było zobaczyć dwoje czarnych jak węgielki bystrych oczu. Asteroth od razu poznał w nim swego starego i sławnego przyjaciela Zandalora. Zandalor był potężnym potężnym czarodziejem, a przy tym bardzo starym, starszym nawet od paladyna.
- Witaj Zandalorze. Myślałem, że zostałeś w Faerunie.
- Cóż po naszej przygodzie w Waterdeep i Neverwinter wędrowałem jeszcze parę lat po pustyni Anauroch. Potem spotkaŁem się z Elministerem doszłem do wniosku, że dwóch potężnych czarodziei na jednym kontynencie to za dużo, więc wyruszyłem w świat.
- Mam nadzieję, że Elminister zapomniał o tym incydencie w jego siedzibie.
- Wiesz, że to niemożliwe. Omal nie zniszczyłeś połowy jego domu.
- To był wypadek!
- Może tak może nie. W każdym razie Elminister już ci wybaczył.
- Co teraz porabiał ten stary pryk?
- Gdy ostatnio go widziałem zmierzał do Evereski odwiedzić elfy.
- A ty? Co tu robisz?
- Słyszałem o wybrykach tego rozpieszczonego bahora Janusa. Udaję się teraz do zamku Stormfist by usunąć go z tronu. Jego rządy doprowadziły już do wojny z orkami. Teraz niewiele brakuje by rozpętał wojnę z elfami. Muszę koniecznie temu zapobiec.
- W takim razie idę z tobą. Może ci się przydać moja pomoc.
- Chciałem zrobić to sam, ale słyszałem jaką rolę odegrałeś przy oblężeniu twierdzy Valenvayron, więc może przyda mi się twoja pomoc.
Ruszyli w kierunku zamku Stormfist. Po drodze spotkali rycerza o imieniu Ryszard. Opowiedział on, że badał sprawę śmierci starego księcia. Według jego śledztwa zamordowano go. Janus wściekł się gdy się o tym dowiedział i nasłał na niego najlepszych agentów gildii zabójców. Przedstawil im sytuację na zamku i po czym rozstali się. Po kilku dniach stanęłi przed wrotami zamku Stormfist. Czarodziej postanowił, że wejdzie inną drogą gdyż oddzielnie będą mieli większe szansę trafienia przed oblicze księcia Janusa. Paladyn nie spodziewał się jak skończy się ta przygoda...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:37, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 13
Zamek Stromfist

Paladyn wszedł na dziedziniec zamku. Był to piękny brukowany placyk z fontanną na środku i kwiatami po brzegach. Plac otaczało kilka budynków od północnej strony, zzaś od południowej strony stał wielki pałac księcia. Spacerując dalej po zamku zauważył niewielki staw tuż przy murze pałacu. Zapytany o to strażnik odparł, że to staw z piraniami, a lady Lela ukochana księcia Janusa karmi je ze swego okna tuż nad zbiornikiem. Dalszy spacer po zamku zawiódł go do zbrojowni która świeciła pustkami i domu starej księżnej, która opowiedziała o niewdzięczności syna, swoim wypędzeniu z dworu i lady Lei, która ciągle mu gada głupoty o tym, że jest wybrańcem. Mając poznanie zamkowych terenów za sobą Asteroth wszedł do pałacu. Ponieważ należał do kast świętych wojowników Valara miał przepustkę na wszystkie dwory wyznające tą religię. Wkrótce stanął w sali tronowej. Książę Janus siedział na tronie. Był to mały dwunastoletni chłopiec o kasztanowych włosach. Ubrany był we wspaniałe książęce szaty. Obok tronu stała kobieta w wieku około trzydziestu lat. Po opisach strażników doszedł do wniosku, że była to Leia druga znienawidzona osoba na zamku (pierwszą był Janus, trzecią zaś Lela). Książe spojrzał na niego krytycznym wzrokiem i przemówił:
- Więc to ty jesteś tym wojownikiem o którym wszyscy mówią?
- Tak panie.
- Zamilcz! Jak śmiesz odzywać się do wybrańca nie pytany! - Zaczęła warczeć Leia
- Spokojnie droga Leio. Moja ukochana Lela śpi w komnacie obok i nie chcę żeby ktoś ją zbudził.
- Dobrze wasza wysokość.
- No więc tak. Mój ostatni lord protektor nieudolnie wykonywał swoje obowiązki więc go zwolniłem. Teraz szukam kogoś nowego na jego stanowisko. Ty się do tego nadajesz.
- Z całym szacunkiem wasza wysokość, ale ja nie mogę...
- Zamilcz książę cię nie pytał! - Burzyła się Leia
- Nikt cię nie pytał o zdanie. Zatrudnię cię na następne 40 lat jako obrońcę mojej wspaniałej osoby. Oczywiście nie będziesz mógł wychodzić z zamku bez mojego światłego towarzystwa. Straże przy bramie zadbają o to. Teraz udam się do mych komnat. Oczekuję, że zjawisz się tam za pięś minut.
"Zandalor się nie pomylił. Taki rozpiesZczony bachor na tronie i ta wariatka Leia doprowadzą do wojny. Ten idiota może dawać mi stanowisko protektora, podpisał tym wyrok na siebie. Jeszcze dzisiaj straci swoje książęce stanowisko." Z zadowoleniem pomyślał. Ruszył w stronę komnat księcia.
- Już jestem książe. Czego potrzebujesz?
- Już jesteś obdartusie? Więc słuchaj! Chcę przekazać mojej ukochanej Leli dowody mej miłości. Zanieś jej ten list. Tylko się pospiesz!
- Paladyn ruszył w stronę komnat księżniczki mając nadzieję, że przynajmniej ona będzie normalnym dzieckiem. Gdy wszedł do jej komnaty usłyszał prawie same obelgi pod swoi adresem.
- Czego tu szukasz niedomyty służący? Powinieneś się umuć zanim tu wejdziesz.
- Przyniosłem list od kięcia Janusa.
- Och nareszcie mój kochany Janusek napisał coś do mnie. A fu! Ten list śmierdzi twoim odorem!
- Słuchaj ty rozpieszczony bachorze zaraz cię przełożę przez kolano i dam takiego klapsa, że twój tyłek znajdzie się na miejscu twarzy!
- Oh jak śmiesz! Zaraz powiem to Janusowi! On z tobą porozmawia. Januuuus!
Odwrócił się na pięcie i wyszedł w stronę komnat Janusa. Książę niw wyglądał na zadowolonego.
- Słyszałem jak potraktowałeś Lelę. Jeszcze jeden taki numer a opuscisz zamek.
- To dla mnie żaden problem.
- Oh zapomniałem powiedzieć, że opuścisz go jako zwłoki! Teraz opuść moją komnatę.
Paladyn odwrócił się i wyszedł wściekły. Janus nie wiedział, że kres jego panowania jest już bliski...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:38, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 14
Wymierzona sprawiedliwość

Asteroth ciągle był wściekły po spotkaniu z księciem. Szedł gdzie go nogi poniosły. Nagle zobaczył kulkumiesięczne dziecko na szafocie. Kat gotował się do wykonania wyroku. Chciał ściąć niewinne dziecko, musiał temu zapobiec. Zaczął biec w stronę podestu. Niestety nie zdążył dobiec. Gdy był w połowie drogi ostrze spadło oddzielając głowę od reszty ciała. Paladyn wbiegł po schodach i chwycił kata za kołnierz jego odzienia.
- Ty gnoju! Zabiłeś niewinne dziecko czym ci ono zawiniło?
Blady jak trup kat patezył z przerażeniem na paladyna.
- J-ja musiałem. On zabiłby całą moją rodzinę. Książę kazał ściąć całą wieś tylko dlatego, że nie spodobała mu się jego nazwa.
Kat mówiąc to wskazał na dół, który dopiero teraz zauważył. W dole leżały bezgłowe ciała, setek ludzi kobiet, mężczyzn, starców, dzieci. Wszyscy zabici dla kaprysu tego gówniarza! Tego było za wiele. Puścił kata.
- Jeśli ci życie miłe uciekaj z zamku. Zaraz tu będzie masakra.
Blady kat stał jeszcze chwilę po czym uciekł biegiem. Wściekły Asteroth skierował się do komnat księcia. Potworna wściekłość spowodowała, że bardz szybko znalazł się pod drzwiami prywatnej komnaty księcia. Mocnym kopniakiem wyłamał drzwi. Książę obudzony hałasem wstał z łóżka.
- Kazałem ci się wyno...
Nie dokończył bowiem Asteroth chwycił go za gardło, przycisnął do ściany i podniósł kilkadziesiąt centymetrów nad ziemię. Janus zaczął się szarpać, ale wściekły paladyn zacisnął jeszcze uścisk. Nikomu nigdy nie udało się wyswobodzić z jego żelaznego uścisku.
- Ty rozpuszczony bachorze! Wyrżnąłeś całe miast bo nie spodobała ci się nazwa! Odbieram ci tytuł! Gdzie masz insygnia książęce?
- Wal się! - tylko tyle zdołał wycharchotać Janus.
- Wal się? W takim razie czas na małe przesłuchanie.
Upewniwszy się czy nie ma żadnego strażnika w pobliżu skierował się wraz z księciem na dach. Szczęściem dla niego schody na dach były naprzeciwko wejścia do komnaty księcia. Gdy wtargał wreszcie szamoczącego się Janusa na dach podszedł do krawędzi nad głównym wejściem do pałacu. Chwycił Janusa za lewą nogę i wystawił poza krawędź dachu głową w dół. Janus zaczął wymachiwać bezradnie rękoma i prawą nogą.
- Gdzie masz insygnia książęce? Mów to puszczę cię żywcem!
- Nigdy nie zrzeknę się swojego tytułu.
- Czuję, że opuszczają mnie siły. Niedługo mogę cię puścić.
Mówiąc to paladyn lekko poluźnił uchwyt.
- Nie! Nie puszczaj mnie! Insygnia trzymam pod łóżkiem!
- Mądry chłopak. A teraz w imię najwyższego kościoła Valara za twe zbrodnię skazuję cię na śmierć.
- Powiedziałem ci wszystko! A teraz puść mnie!
- Och jak sobie życzysz mój panie.
Mówiąc to Asteroth puścił księcia. Janus spadł z wysokości kilkudziesięciu metrów głową w dół. Na samym dole grzmotnął w chody wejściowe. Jego głowy w ogóle nie było widać ze szczytu dachu. Rozpadła się na tysiące kawałeczków pa caluśieńkich schodach. Strażnicy stojący przy wejściu do pałacu udawali, że nic nie widzą.
- Tyran z głowy. Teraz muszę zapobiec wstąpieniu na tron kolejnego tyrana.
Powiedział do siebie i udał się do komnaty księżniczki. Buła tuż obok komnaty Janusa więc szybko do niej dotarł. Gdy otworzył drzwi Lela wyglądała przez okno. Teraz musiał działać szybko. Chwycił Lelę za kark. Ta tylko pisnęła ze strachu.
- Co dalej śmierdzę? Nie martw się już dłużej wszelki zapach nie będzie ci przeszkadzał. Wyczułem pzed chwilą, że jesteś w ciąży z tragicznie zmarłum Janusem. Nie mogę pozwolić żeby po urodzeniu wychowany przez ciebie tyran rządził tym księstwem.
Zaciągnął księżniczkę w stronę rozpalonego kominka. Następnie podciął ją nogą. Gdy upadła na kolana wsadził jej głowę w płomienie. Lela zaczęła krzyczeć na całe gardło. Paladyn położył nogę na jej plecach by ją docisnąć. Zaraz potem do sali wpadło dwóch strażników z bronią w pogotowiu. Asteroth odwrócił się do nich nie zgejmując nogi z pleców Leli.
- Panowie czy naprawdę was ta sprawa naprawdę obchodzi?
Strażnicy spojrzeli na paladyna, potem na Lelę z głową w kominku następnie spojrzeli się na siebie. Wzruszyli ramionami odwrócili się i odeszli rozmawiając przy tym co będzie na kolację. Gdy odeszli paladyn wyjął głowę jeszcze żyjącej księżniczki z kominka. Potem spojrzał na jej spaloną twarz.
- Cholera! Paskudnie się poparzyłaś! Powinnaś wsadzić twarz do jakiejś zimnej wody!
Powiedział z sarkazmem po czym wyrzycił ją przez okno. Z zadowoleniem stwierdził, że spadająca Lela wpadła prosto do stawu z piraniami. Jedyne co paladyn zobaczył wyglądając przez okno to spieniona krwista woda.
- Teraz udamy się do Lei.
Powoli i spokojnie z rękoma założonymi za plecami udał się do komnat Lei. Zauważył ją wbiegającą do swej komnaty. Po chwili usłyszał szczęk zamykanego zamka. Wystarczyło najprostrze zaklęcie otwierające zamki i drzwi stanęły otworem. Lady Leia stała na środku komnaty z wyrazem determinacji na twarzy.
- Mówiłam temy przeklętemu bachorowi, że wszystko popsujesz! Teraz będę musiała znaleźć kolejnego idiotę posłusznemu mej woli i Czarnemu Kręgowi. Lecz najpierw zabiję cię!
- Raczej nie będzie to dla ciebie łatwe. Twój sztylet nie przebije pełnej zbroi płytowej.
- Ha ha ha! Głupcze! W moich żyłach płynie krew demona! Moja magia powaliła już niejednego śmiałka.
Paladyn zaczął rzucać zaklęcie, które nie pozwala przeciwnikowi rzucać zaklęć. Niectety Leia była szybsza i ruchem ręki wyrwała paladynowi miecz z pasa. Miecz powędrował do jej ręki. Paladyn skończył rzucać zaklęcie. Gdy Leia złapała rękojeść suknęła z bulu i momentalnie cofnęła ręke.
- Ach! Ten przeklęty miecz jest przesycony białą magią.
W trakcie wypowiadania swoich słów do komnaty wpadło pięciu strażników. Szczęście dopisało paladynowi. Nawet gdyby mogła rzucać zaklęcia Leia nie mogła użyć czarnej magii w obecności tylu świadków. Rzuciła miecz w bok i wyciągnęła zza pasa swój sztylet. Zaczęła wygłaszać swoją mowę o tym żeby strrażnicy go zostawili bo ona sama zabie mordercę księcia. W tym czasie paladyn szukał jakiejś broni, która mogła mu się przydać. Jego wzrok padł na metalowy kubek do herbaty. Jego brzegi były ostro zakończone. Na twarzy paladyna zagościł uśmiech. Dawno nie robił niczego szalonego. Kubek natychmiast pojawił się w jego dłoni.
- I co frajerze. Zabijesz mnie tym kubkiem do herbaty?
- Tak.
Mówiąc to postawił kubek na podłodze i stanó wyprostowany w prowokującej postawie. Czekał aż Leia wykona pierwszy ruch. Gdy ta rzuciła się biegiem ze sztyletem gotowym do ciosu, natrychmiast sięgnął po swoją prowizoorycznął broń. Leia nawet nie zdążyła zareagować gdy szybkim i mocnym ruchem wbił jej kubek w serce. Brzegi były ostrzejsze niż się spodziewał bowiem kubek wszedł w pierś tak łatwo jak nóż w masło. Z wyrazem zaskoczenia bezwładne zwłoki Lei osunęły się na ziemię z kubkiem wbitym głęboko w serce. Asterot usłyszał za swoimi plecami dźwięk wyciągania pzez strażmików mieczy. Paladyn odwrócił się w ich stronę. Na widok ich niepewnych wyrazów trzwrzy Asteroth aż zachichotał. Sięgnął do stołu i wziął z niego klucz do drzwi. Pokazał go strażnikom a następnie również położył na ziemi. Strażnicy zbledli, spojrzeli na niego z wyrazem głębokiego przerażenia, a następnie odwrócili się na pięcie i uciekli w panice. Paladyn znów zachichotał. Podszedł do miejsca gdzie upadł jego miecz, wziął go i przytroczył go znów do pasa. Wychodząc kopnął zwłoki Lei dla pewności, że nie żyje. Wyszedł z komnaty i skierował się w stronę wyjścia z pałacu. Niestety przechodząc przez salę tronową wpadł na około czterdziestu strażników. Natychmiast dobył miecza, ale mimo to doskonalerozumiał, że ma nikłe szanse w starciu z czterdziestoma dobrze uzbrojonymi strażnikami. Nagle tron za jego plecami odsunał się i z dziury wyszedł Ryszard. Ten sam rycerz, który uciekał z zamku przed zabójcami. Wyglądał wspaniale odziany w srebrny pancez i hełm z pawimi piórami. Gdyby nie odsłonięta przyłbica Asteroth nigdy by go nie poznał.
- Gdy tylko usłyszałem od ptaków jakie rzeczy dzieją się na zamku natychmiast teleportowałem się w stronę tajemnego wejścia do zamku. Wiedz, że masz moje poparcie. Ten morderca zasłużył na taką śmierć.
- To zaszczyt umierać u twego boku Ryszardzie.
Gdy już mieli się rzucić w stronę strażników, nagle przed nimi jakby z nikąd pojawił się Zandalor. Błysnęło jakieś światło i wszyscy strażnicy leżeli ogłuszeni.
- Szybko niedługo się obudzą! Musimy natychmiast uciekać.
Paladyn odwrócił się do rycerza.
- Ty nie masz nic wspólnego z tym co się tu wydarzyło. Idź do komnat księcia tam pod łóżkiem znajdziesz insygnia książęce. Ten tytuł powinien należeć do ciebie. Zasłużyłeś rycerzu!
Ryszard uniósł ręke w geście pożegnania za uciekającym paladynem i czarodziejem. Na schodach paladyn dopilnował by rozdeptać to co zostało z mózgu Janusa. Gdy wybiegli z zamku skierowali się w stronę lasy by uciec od goniących ich strażników. Jak się później okazało Ryszard został księciem i zaprowadził pokój w całym księstwie. Pod jego rządami Rivertown przeżywało złoty wiek. Lecz Asteroth nieł się nigdy o tym nie dowiedzieć bowiem jego dni na tym świecie było policzone...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Pon 23:39, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Rozdział 15
Accra-tarr

Minął już miesiąc odkąd Asteroth i Zandalor opuścili księstwo Rivellonu. Czarodziej lekko go zbeształ za tak publiczne działania, ale sam przyznał, że śmierć księcia Janusa była konieczna by te ziemie na nowo były wolne od wszelkiej tyranii. Paladyn starał się wybadać starego czarodzieja co sprowadziło go na te ziemie, ale ten milczał jak grób. Kierowali się ciągle według mapy na wschód aż do granic ziem Krzyżowców . Paladynowi nie uśmiechała się podróż po gigantycznych pustyniach po których wędrowały niezliczone rodzaje potworów. Zandalor poradził mu by pójść do Accra-tarr najbliższego miasta zajętego przez siły Armii Krzyżowej czczącej Valara, więc mogli spodziewać się ciepłego przyjęcia.
- Zandalorze, czy podróż przez te ziemie uważasz za konieczną? W miarę możliwości wolałbym unikać tych niegościnnych ziem.
- Podróżowałem nieraz przez te pustynie i wiem, że to najszybsza droga. Gdybyś chciał je obejść dookoła zajęłoby ci to co najmniej dwa lata. Te pustynie mają miliony mil kwadratowych i są jednymi z największych cudów natury!
Chciał coś odpowiedzieć, ale nagle potknął się i wylądował na piasku. Gdy się podniósł jego oczom ukazała się wielka pustynia ciągnąca się aż po horyzont.
- Co do... Jak się tu znaleźliśmy? Przecież byliśmy kilkadziesiąt mil od pustyń!
- Nieźle jak no starego pryka, nie? Właśnie wyświadczyłem ci drobną przysługę i znacznie przyspieszyłem naszą wędrówkę.
- Nie mogłeś zrobić tego wcześniej?
- Mogłem, ale wtedy nie miałbym takiej frajdy jak twoja zaskoczona mina. Gotowy na kolejny skok?
Nim zdążył odpowiedzieć poczuł ledwie wyczuwalne szarpnięcie i znów zwalił się na piasek.
- Może byś łaskawie poczekał aż ci odpowiem.
- Dobra. Dobra uspokój się. Spójrz już jesteśmy u bram Accra-tarr.
Odwrócił się i ujrzał wielkie miasto wzniesione na trzech pokaźnej wysokości wzgórzach. Domy wybudowane z białego kamienia pięły się w górę na kilkanaście pięter. Na najwyższym wzgórzu wzniesiono pałac z niebieskiej cegły . Był to dobrze ufortyfikowany pałac i miał kształt kwadratowego zamku. Składał się z pięciu wież. Cztery cienkie w rogach i ogromny donżon w samym środku. Jego wieżyce pięły się w górę zupełnie jakby chciały dotknąć swoimi końcami chmury. Wszystko to jeszcze było połączone niebieskimi murami. Całe miasto było obwarowane białymi murami o wysokości piętnastu metrów i grubości dwudziestu metrów (grubsze mury były jedynie w Minas Anor). Co pięćdziesiąt metrów stały dwudziesto metrowe baszty z mangonelami, katapultami o olbrzymim zasięgu.
- Niezłe miasto, ale powiedz mi czego tu szukamy?
- Pamiętasz tego rycerza którego spotkaliśmy dwa miesiące temu?
- Sir Ryszarda?
- Tak. Przebywa w tym mieście i jeśli chcemy dalej wędrować do Doliny Paladynów będzie nam potrzebne jeszcze jedno silne ramię.
Obaj równym krokiem weszli przez główną bramę do miasta Krzyżowców by odszukać Sir Ryszarda...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 19:01, 20 Kwi 2006    Temat postu:

Całkiem niezłe, szybko się czyta. Szkoda tylko, że tak mało uwagi poświęcasz samej walce (ale złe nie są, np. walka z Postrachem) oraz nie wyjaśniasz też niektórych problemów. Ten bohater żyje dość długo, jest mistrzem w każdej broni, zręczny nawet w pełnej, płytowej zbroi, istny czołg. Nie ma takich wielkich błędów, tylko w tym co mówiłem wyżej troche za krótko na niektóre tematy. Jednak ogólnie, uważam, że ta histaria jest bardzo dobra, szególnie to zabijanie kubkiem do herbaty oraz wepchnięcie głowy do kominka Wink. Niezła masakra. Daje 8.75/10. Trochę surowo, ale szczerze.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 19:52, 20 Kwi 2006    Temat postu:

Cóż pozwólcie, że wyjaśnię czemu jest takim czołgiem. Zapewne jak wiecie elfy w Śródziemiu są bardzo dobrymi dobrymi wojownikami ponieważ żyją długo i poświęcają wiele lat na trening. A żyją tylko kilkaset lat. Asteroth żyje zaś dziesięć tysięcy lat i doświadczenie robi swoje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Nie 0:30, 11 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział 16
Nadchodząca Burza

Zymeth wygładził fałdy swej długiej mrocznej szaty. Przyjrzał się w wielkim zwierciadle. Długie białe włosy sięgały do jego pasa. Jego blada cera była niemal porównywalna do zombie. Jaka to była ironia. On potężny mag, przywódca niezwyciężonej organizacji Magów Lotosu stąpających po Zakazanej Ścieżce jest porównywany do byle ożywionego ciała. Ostatni z jego magów, który popełnił ten błąd wylądował na łożu tortur. Och tak. On wolał torturować, i zostawiać tych, którzy mówią o jego bezwzględności niż ich zabijać i pozostawać anonimowym. Odwrócił się i wyszedł z komnaty. Kierował się długim prostym korytarzem ozdabianym pięknymi płaskorzeźbami prezentującymi mistrzów i przywódców zakonu. Mijał wiele odgałęzień. Ile to ich było? Sto? Dwieście? Niewiele go to obchodziło. Podziemna warownia Lotosu umiejscowiona na wyspie żywiołów ciągnęła się jeszcze kilometrami pod dnem oceanu. Jedyne obwarowane wejście znajdowało się właśnie na małej wyspie żywiołów, która była piekłem na ziemi. Mały kawałek lądu nękany na przemian ognistymi, lodowymi, lub gigantycznymi kamieniami spadającymi z nieba. Nikt kto jest przy zdrowych zmysłach nie przypłyną tutaj. Owszem było paru śmiałków, ale ci najczęściej ginęli albo od szalejących żywiołów albo z ręki któregoś z magów. Przez te wszystkie setki lat zniszczeniu uległ jedynie jeden korytarz, ale ten akurat był w budowie więc nikt się za bardzo tym nie przejął. Teraz Zymeth zlecił odkopanie korytarza i kopanie dalej by w końcu wykopać nowe wejście na kontynencie. Wkrótce magowie lotosu będą prawdziwą potęgą. Dotarł w końcu do dużej okrągłej komnaty z wielką zieloną kolumną wyrzeźbioną na kształt kwiatu Lotosu. Powoli zaczął macać piękną rzeźbę by w końcu znaleźć niewielki schowek umiejscowiony na jednym z liści. Powoli otworzył niewielkie drzwiczki i wyjął z niego wielką grubą i wysłużoną księgę. W historii tego świata było niewiele przedmiotów zmieniających jego historię a to był jeden z nich. Księga Słów Mocy, które zmienią na zawsze ten świat! Nadeszła pora Zakazanej Ścieżki i spowicia świata w wiecznej ciemności.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Asteroth dnia Nie 11:18, 11 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Nie 11:07, 11 Cze 2006    Temat postu:

Coś się szykuje, czuje niezłą bitwe w powietrzu, szybko co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Nie 21:21, 02 Lip 2006    Temat postu:

Dobra zamieszczam tytuły następnych rozdziałów:
17 - Pierwsze znaki
18 - Niepokój Zandalora
19 - Sir Ryszard
20 - Trudy Wyprawy
21 - Odnaleziona droga
22 - Coraz bliżej
23 - Wrota Doliny
24 - Starożytna twierdza
25 - Walka w ciemności
26 - Moc starożytnych paladynów
27 - Szokujące wieści
28 - Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Nie 22:08, 02 Lip 2006    Temat postu:

Po co to dałeś? Może dociągniesz do 30, im więcej tym lepiej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Nie 22:10, 02 Lip 2006    Temat postu:

Dałem bo miałem natchnienie i żeby nie zapomnieć fajnych tytułów. Ale przecież Opowieść o Asterothcie będą kontynuowane w innym opowiadaniu dokładnie tam gdzie się skończyły.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Śro 22:53, 09 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział 17
Pierwsze Znaki

Paladyn siedział dalej w barze i czekał na czarodzieja. Zandalora nie było już parę dni i trochę się nudził. Co jakiś czas studiował magiczny kawałek czystej strony. Nie miał doświadczenia w identyfikowaniu magicznych przedmiotów mimo, że ma swoje lata. Czuł, że jest to jeden z potężniejszych artefaktów jakie kiedykolwiek widział. Dopił kufel piwa po czym wyszedł z budynku. Skierował się w stronę bramy miasta chcąc przespacerować się po oazie. Accra-tarr potężne Obliviońskie miasto krzyżowców znajdujące się na północy niewielkiego kontynentu zwanego Ziemiami Krzyżowców. Miało pół miliona mieszkańców i należało do jednych z największych miast. Chyba jedynie Minas Anor było większe. Wyszedł przez bramę i ruszył w dół oazy. Soczyście zielona trawa falowało pod wpływem wiatru wiejącego z oceanu. Nie był świadomy o tym co zaczyna się dziać.
-----------------------------------------------------------
Głęboko pod dnem oceanu Zymeth pan Lotosu zaczynał przygotowania do wszczęcia wojny. Stał w wysokiej na 15 metrów okrągłej komnacie o średnicy piętnastu metrów. Na podłodze był namalowany potężny krąg przywołań. Jedyny taki na świecie. Nikt nie miał tyle mocy by stworzyć coś takiego. Otworzył starą księgę którą wydobył z posągu kwiatu lotosu. Strony były stare i kruche więc ostrożnie przewracał kartki. W końcu znalazł odpowiednią stronę. Stanął wyprostowany szybko powtórzył formułkę po czym wzniósł ręce i zaczął śpiewać. Najpierw powoli i rytmicznie. Później szybciej. Potężne słowa mocy rozbrzmiewały w komnacie. Krąg zaczął pulsować ognistym czerwonym światłem. Na podłodze pojawiła się świetlista szpara i powoli zaczęła się rozszerzać. Nad szparą powoli zaczęła materializować się jakaś postać. Zymeth znów zaczął śpiewać powoli i rytmicznie. Szpara zamknęła się i postać nabrała już całkowicie swą cielesność. Była to Lloth bogini mrocznych elfów z fearunu. Mag spojrzał kpiąco na tą dziwkę. Jakże żałosna ona była. Uważała się za potężną i podstępną bogini a on mógł kontrolować ją jak chciał. Lloth spojrzała na niego wściekle i zaczęła wyzywać najgorszymi przekleństwami jakie kiedykolwiek istniały. Zymeth uderzył ją pięścią w twarz łamiąc przy okazji nos.
- Zamilcz! Ty pajęcza dziwko! Ożywiłem cię i gdyby nie ja nadal była byś kupą gówna leżącego gdzieś między wymiarami. Teraz ja będę twoim panem! Spełnisz wszystkie moje zachcianki, albo poznasz tortury przy których twoje wyglądają jak zabawy przedszkolaków!
Drowka spojrzała na niego wściekle ale nic nie powiedziała. Mag znów uśmiechał się kpiąco.
- A teraz będziesz chodzić naga ponieważ moim orkom (tutaj kpiący a zarazem złośliwy uśmiech Zymetha sięgnął zenitu) przyda się… jak to się mówi… podniesienie morale. –
Jego diaboliczny śmiech było słychać we wszystkich korytarzach twierdzy lotosu…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 12:36, 10 Sie 2006    Temat postu:

Odbiło ci czy jak, zresztą chyba orki bałyby się drowów i raczej oni ich nie pociągają. Lol, ale ok, zawszechciałeś coś takiego zrobić z nią, nie jest to złe.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 12:38, 10 Sie 2006    Temat postu:

Po tym rozdziale chyba polubisz Zymetha co?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 12:57, 10 Sie 2006    Temat postu:

Może... ja sam bym się wyżył najpierw, po prostu zaczołbym ją lać po mordzie aż oczu by nie było widaća potem odesłał bym ją do jakiegoś zajęcia, może dostałaby kwatere ze świniami. Jednak i tak bym wolał widzieć głowe Zymetha pod stopą Asterotha.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 13:00, 10 Sie 2006    Temat postu:

I zobaczysz Very Happy A może go nawrócę?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Greyorn
Czempion Cesarstwa



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1106
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z miejsca o którym nie mam pojęcia

PostWysłany: Czw 13:02, 10 Sie 2006    Temat postu:

Może...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Czw 13:03, 10 Sie 2006    Temat postu:

A poźniej Asteroth i Zymeth będą obaj gwałcić Lloth Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asteroth
Cesarz Bizantyjski



Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 1821
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wielka Twierdza Bizancjum

PostWysłany: Nie 14:59, 10 Wrz 2006    Temat postu:

Dobra ciołki mam już dwa rozdziały. Zamieszczę tutaj jak się to zbierze do okrągłej liczby czterech. A i pewne modyfikacje. Początkowo Sir Ryszard miał być trzeim członkiem, ale nie będzie, zamierzam trochę poeksperymentować i dodać malutki wątek miłosny (ciekawe czy mi się uda Razz) między paladynem a... gówno narazie nie pwoem Very Happy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Wielkie Imperium Bizantyjskie Strona Główna -> Kroniki Asterotha Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin